wtorek, 13 kwietnia 2021

Witaj kwietniu!

No i mamy kwiecień.

Ostatni tydzień marca miałam wolne. Bobo nasze było w szpitalu. Z ostrą gorączką. Najpierw myśleli, że 👑 - testy negatywne. Później że odczyn poszczepienny i lekka choroba (gardło czerwone, a przed zaszczepieniem niedokładnie była kwalifikacja przeprowadzona). A skończyło się na trzydniówce. Na szczęście. 


Ale w związku z tym, że my jechaliśmy do rodziców moich, mieliśmy w planie odwiedziny u kuzynki i jej miesięcznego synka, to ja zrezygnowałam i nie poszłam do małego już do świąt. Bałam się, że mógł coś przynieść ze szpitala, a po świętach to już było 1,5tyg. Więc w razie gdyby to by coś tam w tzw międzyczasie wyszło.

Przydały nam się te dni wolne. 


Zając przyniósł kilka rzeczy, zostawił kolorowe jajka które prowadziły do prezentów. Co zrobiło moje dziecko?! Pozbierała jajka (piankowe sztuczne, do dekoracji) a prezenty olała 🤦 🤷


Zaraz po Wielkanocy u dziadków spadł śnieg! Jak ja się cieszyłam, że wzięłam ten kombinezon (jakby ktoś szukał - kombinezon softshell Ielm) i kalosze. Klara w siódmym niebie. W sumie pies też :D gorzej ze mną, bo moje adidaski przemokły bardzo szybko. 





--- Uwaga! Jest BUNT DWULATKA! --

Ostatnio ogółem walczymy z zachowaniem Klarci. 

Nagle spadł na nas ogromny bunt. Na NIE jest wszystko - będziesz jeść? Nie. Idziemy na spacer - NIE. Idziemy się myć. - NIEE! o siku na nocnik mowy nie ma. Choć podstępem czasem udaje się, albo poprostu bez gadania - ściągam tzw majty i sadzam. Bo jak tak dalej pójdzie to ona do 18tki będzie w pantsy robić. 

Od kilku dni rozjeżdża nas hulajnogą. Niestety robi to specjalnie. Wręcz patrząc w oczy. 

Ciężko mi się też z mężem dogadać. Bo ja czasem po pierdylionowym powtórzeniu czegoś mam dość i najchętniej za fraki i idziemy. A mój mąż gada i gada i tłumaczy itd. A ja już mam dość. Momentami faktycznie mam dość. Np wczoraj byłam z nią na placu zabaw. Po drodze mijamy szkołę, gdzie chodziłam z nią po dziewczynki. Klara pobiegła tam i siedziała na schodach tak jak czekałam na młodszą z sióstr. Próbowałam ją przekonać do pójścia dalej, foch był. Ale poszła. A kawałek dalej plac zabaw. Szkolno - przedszkolny. Otwierany tylko na czas pobytu tam dzieci ze szkoły podstawowej i przedszkola. Owszem, chodziłam tam po młodszą, ale Klarci nigdy nie pozwolili tam wejść. Więc moja Klara na hasło że tam nie można wejść, rzuciła się na ziemię i ryczała i wołała: mamaa. Oczywiście widowiskiem była. A ja stałam, choć zmarzłam okrutnie. W końcu zaryczana przyszła. 



Nie chce jeść. Tzn nie, inaczej - serek homo, płatki (najchętniej czekoladowe), parówka. Ewentualnie pomidor. I lub rogal mleczny z czekoladą taki suchy. A tak to nie będzie jeść i koniec. 

W domu jest mega maruda, niczym się nie zajmie, nic sama nie zrobi. Był etap że bawiła się klockami sama. Teraz już nawet klocki nic nie dają. 

Nie wyrabiam psychicznie. Nawet w niedzielę wieczorem byłam już u kresu wytrzymałości i uciekłam z domu. Zabrałam klucz, czytnik telefon i bluzę. Po kolejnej scenie buntu. Bałam się, że źle się to wszystko skończy i poprostu wyszłam. Mąż akurat z małą byli w łazience. 


Przed świętami byliśmy z Klarcią u dermatologa prv. W styczniu zrobiły jej się trzy brodawki na nóżce, w miejscu, gdzie jest pielucha (a będą majtki). Chcieliśmy się dowiedzieć co z tym robić, bo Klara zaczęła ostatnio mówić ała na to. 

Co się okazało?! Jest to choroba zakaźna (ale przenosi się jak to się rozdrapie i nie umyje rąk). Mięczak zakaźny. I żeby było śmieszniej zaraziła się tym w klubiku. Najprawdopodobniej dlatego, że chodzimy się myć po zajęciach. I któreś dziecko mogło coś mieć i się przeniosło. Dostaliśmy lek i działamy a w pt mamy kontrolę. 


W piątek też Klara ma logopedę. Nadal bardzo mało mówi. Więcej wydobywa się z niej jakby w sytuacjach bardziej emocjonalnych. 


W piątkowe popołudnie ja mam urologa prv. Jestem po tomografii komputerowej nerki. Jest źle. Dziś rano miałam taki atak, że ledwo na autobus się doczołgałam. Na jeden się spóźniłam. 


Bobo znowu urządza dantejskie sceny jak tata wychodzi. Eh.


Dziś była u nas LILKA z TYMKIEM i mamą swoją! Ale mi niespodziankę zrobili! Taaacy duzi są, szok! (Mama Bobo i dzieciaków to kuzynki). 


Kończę bo zaraz ekipa wstanie z drzemki. 

4 komentarze:

  1. Wyrośnie ze wszystkiego, ani się obejrzysz :)
    Wiadomo, że potrzeba cierpliwości...
    Szkoda tylko, że wspólnie z mężem nie tworzycie wspólnego frontu - na pewno byłoby łatwiej.
    Trzymaj się kochana 😘

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzieci i mężowie potrafią doprowadzić człowieka do szaleństwa ;) oby ten bunt jak najszybciej był za Wami. Ale nie ma się co oszukiwać, wiele buntów jeszcze przed Wami, trzymam kciuki, żebyście wszystkim podołali :)

    OdpowiedzUsuń
  3. A jak tam Tymek? Już ok że zdrowiem?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tego co wiem, wszystko ok. Śmiga na 'dużym' rowerze iii jeszcze ciut i mnie przerośnie. Bo Lila już jest ode mnie wyższa! 🤦

      Usuń