poniedziałek, 18 września 2023

Szpital dziecięcy

W nocy z wtorku na środę, trzy tygodnie temu Klara zaczęła wymiotować. Pojawiła się też 39st gorączka. Zbijałam, ale po 3,5-4g już ponownie było 39, 39,6. 

Do południa chwilkę nawet się pobawiła, ale z biegiem dnia było coraz częściej gorączka i wymioty. Do tego dużo bardzo spała. Budziła się, wymioty, nie chciała nawet się napić. I znowu gorączka i znowu leki. I tak w kółko. Cud tam piła, ale tyle co nic. Mąż wrócił 18:30 i zaraz jechaliśmy do lux med do pediatry. Bo udało mi się rano umówić na wieczór. Do tego Klara płakała, że boli ją brzuch i nie bardzo chciała żeby ją ktoś dotykał. 

Pediatra nas poinformowała, że tutaj jak to mówią "świętebożeniepomoże". Bo brzuch "ostry" bolący. Może wyrostek? Może nie? Sprawdzić trzeba. Tylko szpital, tylko sor dziecięcy. 

Zapytałam tylko, czy możemy pojechać do domu się spakować. Mamy blisko. Oczywiście nie było problemu. "Jeśli córka da radę, nie ma sprawy".

W domu się spostrzegłam, że w razie szpitala nie mam nic. Bardziej dla siebie. Ale jakieś spodnie dresowe wrzuciłam, t-shirt. Podstawy: żel pod prysznic i szampon. Klarci tylko żel 2w1. Koszulkę nocną, spodnie z piżamy i t-shirt. Kilka rzeczy do jedzenia, kubek termiczny z sokiem, woda, sztućce, ręczniki i tyle. 

Przerażeni z żygającym dzieckiem pojechaliśmy do szpitala. 

Klara mało się odzywała. Jak nie wymiotowała ;)

Na sor najpierw do rejestracji ze skierowaniem. Po 10 min Klarę już pani doktor badała. Od razu powiedziała, że zostajemy. Pytam: ile? Ile będzie trzeba. Doba bez gorączki i wymiotów i można myśleć o wypisie. 

Później jeszcze pobieranie glukometrem krew na cukier (wyniki prawidłowe). I na USG brzucha. I tutaj czekaliśmy pół godziny we dwie pod gabinetem zabiegowym. Mężowi udało się podać nam ukochanego króliczka. Niestety, Klara nie mogła jeść ani pić. Do czasu badania. Był płacz. Bo chciała pić. Nosiłam, nosiłam, zagadywałam itp. Zasięgu brak, nawet nie mogłam bajki włączyć. 

Ale na badaniu okazało się, że brzuch ok! Ulga!!!

Powrót na SOR i czekaliśmy aż będzie wezwanie na oddział. 10-15 min pozniej byliśmy już w zabiegowym na oddziale. 

Tutaj ciśnienie, ogólne badanie przez pediatrę, w tzw międzyczasie pielęgniarka pobrała z dupki wymazy. Na koniec najgorsze: wenflon. Dzielna była, ale płakała. Próbowałam tłumaczyć i zagadywać, ale duże zamieszanie było. Jeszcze do tego pobierali krew. Niby trwało to chwilę, ale było ciężko, bo odwodniona i krew nie bardzo chciała lecieć. 

Po tym wszystkim poszliśmy na salę. 

Super warunki. Serio! (Prawie) jak w hotelu. 

Klarcia miała łóżko szpitalne, ja fotel który można było rozłożyć na płasko. Mąż dowiózł mi koc, poduszkę i prześcieradło. Żeby nie spać na "ceracie". Łazienka w sali, TV (naziemna) bez limitu. Chwała za TVP abc haha. Chociaż nie lubię tvpis to abc było ok. Tylko te reklamy i reklamy zabawek... Ale było i mogłyśmy oglądać. 

W nocy podłączyli dwie kroplówki, do rana spała. Niestety gorączka cały czas była. Zbijali. Spała aż do obiadu. Obudziła się akurat jak przynieśli. Poprosiła o ziemniaki!! :) pielęgniarki mówiły, że mogę niewiele dać. Skoro sama chce ale ilości niewielkie. 

Tak nam mijał czas. 

Mąż przyjechał popołudniu, ale Klara marudziła, nie chciała mnie wypuścić z sali. Bo chciałam iść na obiad. Obiadu nie zjadłam, bo już nie było. Mimo, że ulotka w sali mówiła co innego 🤦

Jeszcze kupiłam Klarci w szpitalnym sklepiku ciastolinę i klocki konstrukcyjne. Potem mąż wrócił do domu, Klara była w strasznej histerii, chciała jechać do domu z mężem. Koniec końców zostałyśmy znowu same. 

Wieczorem Klara miała już 37,1. Jeszcze wymienili wenflon, bo Klara płakała że boli i pojawiła się taka czerwona kreska na nadgarstku.  

Następnego dnia już gorączki nie było, kroplówki jeszcze dwie dostała. Ale też coraz lepiej jadła. Panie pielęgniarki pytały, notowały. W południe pojawiła się informacja, że możemy iść do domu. Ale.. Musi być 💩. No więc czekaliśmy. 

Popołudniu się udało, godzinę czekaliśmy na wypis. Sprawnie poszło. 

Po 10 dniach odebrałam wyniki badań posiewów: z krwi i kału. Wszystko ok. Koniec końców wygląda na to, że poprostu nas zatrzymali z powodu odwodnienia. 

Teraz, z perspektywy czasu widzę, że mogłam kupić czopki. Byłoby lepiej i być może nie wymiotowałaby tak dużo. I wtedy też lek na gorączkę by działał. A tak nie działał, bo była zwrotka. Nie zdążył się wchłonąć. Będę mądrzejsza już na zaś. 

Moje szpitalne łóżko ;)

Wiadomo, że u mamy na łóżku lepiej.
Pierwszej doby w dzień spała raz u siebie 
raz u mnie.

Z domu wzięłam ukochane 🐎🎠🦄

Klocki konstrukcyjne - hit do dziś.

Szpitalna łazienka ;)


Następnego dnia po wyjściu ze szpitala, przyjechali do nas dziadkowie ze Śląska na weekend. 
Klara była przeszczęśliwa. 

Kilka dni później pojechaliśmy do teściow do ZG.
Udało nam się pobyć trochę razem we trójkę, bo teściowie wyjechali. 

Od zeszłego poniedziałku Klara wróciła już do przedszkola.