niedziela, 13 czerwca 2021

Bezrobocie

W piątek byłam ostatni dzień u Bobo. 

W środę poinformowałam pracodawców, że odchodzę. 

Wcześniej miałam tydzień wolnego. Byliśmy w domku, w niedzielę, jak mówiłam Klarci "jutro jedziemy do Bobo" to zrobiła się smutna. 

Wcześniejsze dni u młodego nie były lekkie. Niby nie zajmowałam się młodym jakoś bardzo bardzo, bo on z tych indywidualistów.. Wystarczy mu autko jedno dwa i sam się sobą zajmuje.. starałam się Klarci czas poświęcać, to niestety ona jakby robiła na złość. 

Do tego oni - rodzice dziecka - zwracali jej uwagę. Bobo zaczęło chodzić, zaczęło się wspinać za Klara na kanapę i fotel. Mnie to nie przeszkadzało, bo znałam takie zachowania. I co z tego że sobie pobiegała po tej kanapie? Nic. Nic się nie stało. A jeszcze z kanapy był super widok na tory i przejeżdżające pociągi! A Klara w siódmym niebie jak widzi pociąg. 

Ciągle było 'Klara, nie biegaj po kanapie, bo P robi to samo i nie możemy go upilnować'. Albo 'nie wolno wsypywać kamyczków na iglaki, nie będą rosnąć'.. po ogrodzie dzieciom nie wolno bez opieki, bo a to właz od szamba, a to brudny kosz przydomowy na śmieci.  Dwa tygodnie temu postawili piaskownicę. Fajna, drewniana, zamykana. Aż miło. Niestety, dzieci nie mogły się bawić, bo trzeba było czekać aż probiotyki do piaskownicy zaczną działać. Spoko, chodziłam na place zabaw.

Pojawiały się sytuacje, gdzie była nadmierna kontrola. Bo oboje rodzice byli w domu. Pracują w większości z góry z domu. Tata więcej na ogrodzie, młody go przez okno widział = ryk. Raz jeden, był upał. Słońce tak mega dawało. Zapomniałam posmarować młodego w domu, zrobiłam to już w wózku na wylocie. Wieczorem dziecko dostało jakiejś wysypki. Ale było posmarowane!! Nawet przy deszczu były kremy z filtrem 50+. Ale do rzeczy. Kilka tel nieodebranych od mamy dziecka. W końcu na komunikator pytania o to smarowanie. Przyznałam, że posmarowałam wyjątkowo już przed domem. Ale ze młody nie lubi słońca, to miał budkę jak zawsze. No i się zaczęło dochodzenie. I potem każdego dnia już schodzili na dół i niby się żegnali z idącym na spacer dzieckiem.. niby coś tam, a dotykali czy jest posmarowany. Przecież mógł coś podnieść na dworze albo nie wiem brudne ręce do buzi. Albo coś zjadł (ja miałam zawsze przygotowane jedzenie dla niego, mógł dostać tylko bułkę mleczną "bez wiedzy", bo wg rodziców ma wiele alergii bułka by nie zaszkodziła). Raz nawet ojciec dziecka zwrócił uwagę, że za cienka warstwa kremu. Ciągłe zabezpieczania domu, non stop zakazy.. tego nie tamtego też nie. Nie da się tak żyć. 

Brak zabawek. Tylko książki, kilka byle jakich grających zabawek, klocki Duplo wiecznie schowane. Co przyniosłam coś swojego z domu dla dzieci, szybko młody zniszczył. Było mi smutno, bo myślałam że będą się bawić, a nie niszczyć. Jedyne co, to książki które młody dostał po Li i Tymku. Ile wspomnień!!

Do tego wypłata. Od lutego nie było ani jednej pełnej kwoty, jaka miała być wg umowy. Zawsze coś wypadało. Zawsze było jakieś wolne. I potem obostrzenia covid, więc Tata dziecka też więcej w domu był. Więc co za tym szło, nie było godzin i wypłat. 

No i w końcu już miałam dość tych sytuacji. Rozmawiałam z mężem, rozmawiałam z koleżanką, jej synek miał podobne zachowania jak Klara. Na wiele rzeczy otworzyła mi oczy.

W końcu, we wtorek, zdecydowałam że koniec, że trzeba uciekać. Jeszcze mnie czeka drugi zabieg. Nie wiem kiedy. Chcemy wyjechać.. zobaczymy. 

Muszę poświęcić czas Klarci. 

Dojść do ładu z sobą. 

Ponownie chcemy podjąć próby odpieluchowania. Była jedna, to był dramat. A następnego dnia nie było mowy o zdjęciu pieluchy .. ryk kwik ucieczka. 

Wrzesień - przedszkole. Chcę by czuła się komfortowo. Mieć ten czas, żeby się na spokojnie zaadaptowała. 

Złożyłam CV w kilka miejsc. Może akurat. 

I jeszcze jedno. Na koniec, żadnego 'zostań' albo 'wróć jak wyzdrowiejesz' czy coś w tym stylu. W piątek, po całym dniu, tylko była wypłata i w sumie tyle. Jak gdyby nigdy nic. 

Ja na koniec kupiłam małemu P. książkę o Puciu. Tak na pamiątkę. 


Najbardziej żal mi braku własnej kasy :(


Jutro urodziny, w czwartek szpital. Sram w gacie ze strachu. 

Klara wie. Tłumaczymy, że mama ma chory brzuszek i pan doktor naprawi jak będzie w szpitalu. . Będą musieli mnie oboje zawieźć, bo to jest kawałek za Poznaniem. Mąż chce młodą do swoich rodziców wziąć na kilka dni. I dobrze, nie będzie tęsknić. Na razie jest mamoza..

5 komentarzy:

  1. Ojej... Oby było dobrze...
    Trzymaj się jakoś kochana ❤️

    OdpowiedzUsuń
  2. Spoznione Sto Lat!!!

    Ech, nie za fajnie bez pracy. Tak jak piszesz, nie ma jak troche wlasnej kasy...
    Wiesz, az tak bardzo sie nie dziwie, ze tak wyszlo. Jednak jak ktos zatrudnia nianie, to chce zeby zajmowala sie ona ich dzieckiem, a nie przyprowadzala swoje. Wiem, ze taka mieliscie umowe, ale to jednak naturalne, ze mama bedzie bardziej zwracac uwagi na wlasne dziecko.
    Nic jednak straconego. Teraz masz przed soba stresujacy czas i przyda Ci sie spokoj, a od wrzesnia Klara pojdzie do przedszkola i wtedy mozesz znow czegos poszukac. Trzymam kciuki za tez rozeslane CV! ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nadrabiam zaległości u Ciebie. Nie ma nic gorszego niż pracować u ludzi, którzy po pierwsze w pewnym sensie podważają Twoje kompetencje, a po drugie na każdym kroku poprawiają i co najgorsze pracują z domu i patrzą Ci na ręce. Miałam bardzo podobną sytuację i nienawidziłam tego! U mnie w życiu sprawdza się zasada, że nic nie dzieje się bez przyczyny więc jestem pewna, że i u Ciebie dzieje się tak bo idzie lepsze :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeśli przez dłużysz czas szukacie pracy bez skutku, myślę, że warto spróbować zgłościć się do agencji pośrednictwa pracy https://ksservice.pl/kontakt/oddzial-w-lodzi/.

    OdpowiedzUsuń