Ja się do tej pory bujam z konsekwencjami Klary choroby. Bo tak mnie zaraziła, że szok.
Mnie tak zablokowało uszy, że przez tydzień nie słyszałam prawie nic. Trzy dni nie słyszałam własnego dziecka. A musiałam normalnie ją ogarniać i odwozić do przedszkola i odbierać. Autobusem. Jeden raz w nocy miała jakieś niezidentyfikowane wymioty, więc została w domu. A jak odespała, to jakby diabeł w nią wstąpił. A ja głucha.
W sumie do teraz jeszcze nie wrócił mi słuch.
Byłam u laryngologa, ostre obustronne zapalenie ucha środkowego i ostre zapalenie zatok. Dostałam antybiotyk, po tygodniu częściowo słuch wrócił.
Klara chodziła do przedszkola, później znowu miała w piątek katar, zostawiliśmy ją do pon. Byliśmy u pediatry, mogła wrócić do przedszkola.
W przedszkolu super! We wtorek mieli festyn jesienny warzywny. Mieli przynieść dynię. I ubrać coś pomarańczowego (co się naszukałam, do moje).
Zaczęła jeść sama, bo na początku długo to trwało i musieli jej pomagać. Pije już też z normalnego kubka. Ładnie korzysta z toalety, w domu dramat.
W środę Klara miała pierwszą grupową wycieczkę. Jechali do gospodarstwa, gdzie mają dynie. Podobało jej się. Całe przedszkole jechało. Tego dnia już była 7:10 w przedszkolu! Oj ciężko było jej wstać o 6:15.
A po przedszkolu przyjechaliśmy do dziadków na Śląsk. Radość ogromna.
Pogoda dopisuje, choć dziecko nam się rozkaszlało w nocy. Właśnie od 2g nad nią czuwam. Już sama nie wiem o co chodzi. Pewnie spływa katar? W dzień okaz zdrowia..
5 października umarła męża babcia. Jechał sam w piątek do ZG - Klara miała katar, nie chciałam żeby tam zaraziła wszystkich. Więc byłam chora (jeszcze) i z chorym dzieckiem w dodatku. Eh ciężko było.
Pogrzeb był w sobotę. Byli tylko rodzice męża i mąż z bratem. Babcia mieszkała zupełnie w innym miejscu, ale tam już jej znajomi też nie żyją. Dziadek zmarł wcześniej kilka lat. Smutne :( Pierwszy raz sama wybierałam kwiaty na pogrzeb :(
Agatko, tak na początku jeździłam bez czapki ale w kapturze na głowie. Czapkę dopiero kupiłam jak zaczęłam chorować. Całe życie bez czapki. Chociaż wiem że lepiej byłoby z.
Kurs foto był mega, ful kasy zapłaciłam. Cały dzień od 9-20. Jeszcze nie robię zdjęć, bo przez to smutne wydarzenie się wstrzymałam. A potem z chorą Klarą nie chciałam iść do parku, żeby komuś robić fotki, bo trzeba dziecka pilnować..w dodatku musiałabym zainwestować w lepszy aparat, bo mój to już staruszek. Ale przy ładnej słonecznej pogodzie jest spoko. Przy gorszych warunkach w pomieszczeniu już słabo. Tylko skąd wziąć na niego kasę? (Mamy tylko kasę na lodówkę, bo obawiam się, że to koniec jej żywota :( odkurzacz zdechł tydzień temu.)
Kończę, ona nie przestaje kaszleć. :(
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz